środa, 12 lutego 2014

001: Napastnik

Bailey's POV

-Dalej, Bailey!- krzyknęła Hannah, kiedy wychodziłam z klubu.- Nie bądź nudna!- prosiła.
-Przepraszam, Han, muszę iść, muszę się nauczyć na sprawdzian jutro.- skłamałam.
Pijana dziewczyna wywróciła oczami i wtoczyła się z powrotem do klubu. Zachichotałam i znów zaczęłam iść. Uśmiech rozciągnął sie na mojej twarzy. Nie ma żadnego testu, na który musze się uczyć... Skończyłam szkołę średnią rok temu i nie planowałam pójścia go college'u.
Starłam uśmiech z twarzy, kiedy zostawiłam klub w tyle, głośna muzyka dudniąca z głośników szybko zamierała. Zimne powietrze szczypało moją skórę, sprawiając, że pojawiła się na niej gęsia skórka. Zadrżałam, zanim wsunęłam skórzaną kurtkę na ramiona.
Zajmowałam znudzony umysł bezsensownymi myślami, kiedy kontynuowałam spacer do mojego mieszkania. To był najwyżej dziesięciominutowy spacer, ale nocą stawał się przerażający.
Moje oczy błąkały się po dużym znaku na rogu ciemnej alejki. "46348 Ave and 78th Street"- głosił. Właśnie miałam odwrócić wzrok ponownie, kiedy usłyszałam przenikliwy krzyk. Niepokój rozbudził się w moim brzuchu i niepewnie krzyknęłam do tego człowieka.- Halo?
-Proszę, pomóż mi!- zachrypnięty głos wydostał się z ciemności.- To boli!- przemówił ponownie.
Popędziłam w stronę osoby w potrzebie, moja podświadomość o tym nie pomyślała.- Co się stało?- przykucnęłam obok zgarbionego człowieka.
-Ładna.- szorstki, zraniony głos był całkowicie uzdrowiony, nie ukazując żadnych oznak bólu.
Uczucie lęku, które osiedliło się w dole mojego brzucha zawrzało we mnie ponownie, kiedy się wyprostowałam.
Mężczyzna naśladował mnie, również stając prosto. Światło bijące od księżyca oświetliło jego bladą twarz. Nie byłam już pewna, czy zaliczał się do ludzi. Miał głębokie, czerwone oczy wyglądające ludzko niemożliwie i długie ostre kły, wyglądające, jakby mogły przeciąć wszystko, co stanie im na drodze.
Drgnęłam, kiedy mocniej złapał moje biodra, przyciskając mnie do ceglanej ściany.
-K...kim jesteś?- wykrztusiłam. Uścisk na mojej talii zacieśnił się zwiększając ból. Kim on był? Co on mi robił?
Zachichotał głębokim głosem.- Mógłbym powiedzieć tyle rzeczy...- mój napastnik pochylił się, jego gorący oddech łaskotał moje ucho.- Twoim najgorszym koszmarem, całym tym gównem, bla, bla, bla, bla, bla...- mogłam poczuć jego policzek na swoim, miał nienormalną temperaturę, był lodowaty.
-Czego ode mnie chcesz?- krzyknęłam do niego. Moje oczy przeszukiwały jego twarz ponownie i ponownie. Miał brązowe włosy, które zwisały w rozczochranych ciasno zebranych lokach. Nie mogłam nic poradzić na to, że poczułam coś innego niż strach rozbudzające się w moim żołądku, kiedy spojrzałam w jego czerwone oczy. Moje zamglone myśli nie pozwoliły nazwać tego uczucia.
Jego palce gładziły moją szyję, krążąc w tym samym miejscu, ciągle na nowo.
-Nie martw się, kochanie. Niczego nie poczujesz.
Ludzko wyglądające stworzenie otworzyło swoje usta i obniżyło je na moją szyję. Mogłam poczuć jego zęby ocierające się o moją żyłę szyjną.
-Proszę, nie rób tego!- powiedziałam głośno, wystarczająco głośno, żeby go zaskoczyć.
Zaśmiał się i cofnął. Teraz mogłam zobaczyć całe jego ciało, a uczucie, które zawrzało głęboko w moim ciele samo nadało sobie etykietkę. Pożądanie.
Pomimo sytuacji, nie mogłam nic poradzić na to, że poczułam się nim zaślepiona. Kiedy przyjrzałam się jego nieludzkim cechom, zobaczyłam piękno. Był piękny.
-Ale muszę.- Jego pewna siebie postawa zniknęła i wyglądał, jakby toczył wojnę sam ze sobą.
Jego uroda nie zatrzymała mojej desperackiej chęci ucieczki. Dobrze wiedziałam, i byłam pewna, że mogłabym zgadnąć, co za chwilę się stanie. Nigdy wcześniej nie wierzyłam w nadprzyrodzone istoty... Do teraz. Byli aktorzy filmowi, mający te same cechy co on i byli nazywani Wampirami.
-Ludzie zawsze to mówią. "Kim jesteś", "Czemu to robisz", "Proszę, nie zabijaj mnie".
Mój napastnik stał twarzą do końca alejki. Spojrzałam w drugą stronę, światła ulicy jasno błyszczały, a bicie mojego serca przyspieszyło, kiedy biegłam sprintem w kierunku drogi.
Odetchnęłam z ulgą, gdy dotarłam na chodnik.
Nagle, nieśmiertelny wylądował naprzeciw mnie, a ja wypuściłam z siebie przeszywający krzyk, kiedy się do mnie zbliżał.
-I zawsze próbują uciec.- kontynuował. Tym razem nie ryzykował, złapał mnie agresywnie, tonąc zębami w mojej szyi.
Przesunęłam swoje ręce na jego ramiona, próbując go odepchnąć, ale był zbyt silny. Skomlenie opuściło moje usta, kiedy zaczęłam odczuwać zawroty głowy.
Moje kolana się poddały i upadłam w ramiona istoty, gdy opanowała mnie ciemność.
***
Walczyłam, żeby otworzyć oczy i światło dostało się przez małą szczelinę, którą udało mi się stworzyć. Usiadłam, a nieznośny ból przeszył moją szyję i krzyknęłam głośno, zaciskając rękę na rannym miejscu. Ból przeminął i zdjęłam swoją dłoń. Rzuciłam okiem na mój pokój. Spojrzałam w źródło światła, którego dostarczało okno- zobaczyłam sylwetkę człowieka.
To był ten sam długi tors i kręcone włosy. Jego głowa się obróciła i się uśmiechnął.
Przedarłam się na koniec łóżka, opierając plecy na jasnej, białej ścianie.- Co mi zrobiłeś?- pisnęłam, a mój głos załamywał się z każdym słowem, któremu pozwoliłam się wymknąć.
-To, co robię zwykle.- usiadł na łóżku, tak blisko przy mnie jak tylko mógł.
Przyjmując jego nowe cechy, przerażające uczucie w moim żołądku zblakło nieznacznie. Jego czerwone tęczówki zostały zastąpione zielonymi, a kły zniknęły. Wyglądał zupełnie normalnie. Ludzko. Wstrzymałam oddech, kiedy pochylił się bliżej. Trącił moją głowę w górę, wsuwając swoją twarz w zagięcie mojej szyi. Zadrżałam, jego skóra nie była już zimna, ale ciepła i miękka, sprawiając, że poczułam się trochę bardziej komfortowo. Łzy opuściły moje oczy i poczułam, że umieszcza swoje usta dokładnie w tym miejscu, z którego wydobywał się ból. Całował mnie?
Głowa nieśmiertelnego podskoczyła, umieszczając ją blisko mojej, a ja przestraszyłam się, kiedy przemówił.- Smakowałaś niesamowicie.- niski chichot wypełnił moje uszy.- Mógłbym wrócić po ciebie, więc nie rób niczego, czego byś żałowała.- zagroził mi.- Jednak nie musisz się bać, kochanie. Do widzenia.- wstał i otworzył okno, stając na schodach pożarowych i biegnąc po nich w dół.
Moje serce zwolniło i uspokoiłam oddech, wiedząc, że odszedł.
Ale jego słowa wciąż krążyły w mojej głowie.

"Mógłbym wrócić po ciebie, więc nie rób niczego, czego mogłabyś żałować."

_______________________________
Genialnym sposobem wczoraj dodałam tu rozdział i go nie opublikowałam, ugh... Internet nie jest dla mnie. 

1 komentarz:

  1. Boski rozdział, po prostu zabrakło mi tchu czytając go, czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń